Sejm przegłosował ustawę mającą na celu zliberalizowanie obowiązujących od 2016 roku restrykcyjnych zasad budowy elektrowni wiatrowych. Jednak jeśli treść kluczowych przepisów nie zostanie zmieniona na dalszym etapie prac w parlamencie, to nowa ustawa poprawi możliwości realizacji lądowych projektów wiatrowych w znacznie mniejszym stopniu, niż spodziewali się inwestorzy i proponował rząd.
Sejm na posiedzeniu plenarnym przyjął nowelizację ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych Celem było złagodzenie obowiązujących w Polsce od 2016 r. restrykcyjnych zasad instalacji farm wiatrowych. Wtedy Prawo i Sprawiedliwość przeforsowało ustawę mającą na celu ustalenie minimalnej odległości od domu do farmy wiatrowej równej dziesięciokrotności tej wysokość turbiny. Zasada skutecznie uniemożliwiała inwestorom rozpoczęcie i kontynuację projektów wiatrowych, które nie otrzymały pozwolenia na budowę w 2016 roku. Nowe prawo, które uchwalił Sejm, miało odblokować inwestycje wiatrowe w Polsce poprzez wprowadzenie minimalnej odległości między elektrowniami wiatrowymi a domami na poziomie 500 metrów
Przyjęcie ustawy nie okazuje się jednak tak dobrą wiadomością dla branży wiatrowej jak wydawało się w momencie, gdy zatwierdzony przez Radę Ministrów dokument trafił do Sejmu. Podczas pierwszego czytania projektu ustawy wiatrowej PiS przeforsował poprawkę zwiększającą minimalną odległość turbin od zabudowań mieszkalnych z 500 na 700 metrów.
Podstawą do określania odległości elektrowni wiatrowej od zabudowań mieszkalnych mają być m.in. wyniki przeprowadzonej strategicznej oceny oddziaływania na środowisko (SOOŚ), wykonywanej w ramach MPZP, przy czym konieczne ma być zachowane minimalnego promienia 700 metrów od turbin.
W ustawie została uwzględniona ponadto zgłoszona wcześniej przez rząd poprawka zakładająca możliwość zakupu udziałów w części elektrowni wiatrowych przez członków lokalnych społeczności i rozliczeń w ramach formuły wirtualnego prosumenta.